Tym razem, postanowiliśmy zintegrować się nieco bardziej ekstremalnie, ponieważ: „nic nie wzmacnia więzi tak, jak wspólny ból i cierpienie” – to stwierdzenie padło dopiero pod koniec rejsu, ale jest w 100% adekwatne do doznań, które mieliśmy okazję przeżyć, a w zasadzie przetrwać. W dniu 30 marca br. wybraliśmy się na jednodniowy rejs morski kutrem WŁA-65. Wyruszyliśmy z portu we Władysławowie o godzinie 7.00 w 20-osobowym składzie (17 mężczyzn i 3 dzielne kobiety). Prognozy na ten dzień wyglądały bardzo zachęcająco.

Kilku osobom warunki pogodowe wyraźnie nie sprzyjały, ale mimo to, wrażeń i adrenaliny nie brakowało.Parę osób swoją determinacją i wytrwałością potrafiło nawet przezwyciężyć chorobę morską, za co należy im się ogromny szacunek. W programie rejsu, oprócz połowu dorszy na wędkę mieliśmy również ciepły posiłek oraz kucharza do dyspozycji, który miał przyrządzać to, co udało się złowić. Niestety Pan kucharz nie miał okazji wykazać się swoimi zdolnościami kulinarnymi ponieważ pogoda trochę odebrała nam apetyt. Może spróbujemy następnym razem. Połów zakończyliśmy o godzinie 14.00, do portu dotarliśmy tuż przed godziną 17.00. Wszyscy wrócili cali i zdrowi, zmęczeni, ale zadowoleni ponieważ każdy, kto podjął próbę łowienia i wziął wędkę do ręki, złowił ilość wystarczającą na pyszną kolację.